piątek, 17 grudnia 2010

Kilka refleksji nad "zarabianiem w internecie"

Kilka refleksji nad "zarabianiem w internecie"


Autorem artykułu jest Damian Daszkiewicz




W tym artykule opiszę swoje przemyślenia związane z "zarabianiem w internecie"
W okolicach roku 1999 powstały pierwsze firmy umożliwiające "Zarabianie w internecie". Na czym to zarabianie polegało? Otóż reklamodawcy płacili pewnym firmom za reklamę, a owe firmy oddawały część zysków osobom, które owe reklamy "oglądały". Było kilka rodzajów takich firm:

- tzw. SurfBary - użytkownik instalował specjalny program, który zajmował pewną część ekranu i były emitowane reklamy. Otrzymywało się kilka centów za każdą godzinę "oglądania" reklam

- Firmy mailowe - użytkownik otrzymywał kilka centów (bądź ułamki centów) za każdy odebrany e-mail z reklamą. Często trzeba było kliknąć w link potwierdzający odebranie e-maila

- Firmy bannerowe - płaciły webmasterom za umieszczenie bannera na stronie (opłata była przyznawana albo za każde kliknięcie, albo za każdy tysiąc odsłon bannera)

- Programy partnerskie - co prawda to zagadnienie nie ma nic wspólnego z klasycznym "zarabianiem w internecie", ale jest to pewna forma ewolucji zarabiania w internecie. W tym artykule nie będę poruszał zagadnień związanych z Programami Partnerskimi


Zarabianie w internecie padło w okolicach roku 2001. Po prostu reklamodawcy przestali ładować kasę w coś, co nie przynosiło wielkich dochodów (ludzie zapisywali się do wielu firm oferujących zabranianie w internecie, mieli na ekranie po kilka surfbarów, "czytali" setki mailii dziennie, więc tego typu reklamy były mało skuteczne. A wiadomo, że jak ktoś więcej płaci za emisję reklam, niż na nich zarobi, to raczej szybko rezygnuje z tej formy promocji). Dodatkową wadą zarabiania była dość duża kwota wypłaty - trzeba było zarobić np. 20 albo 50$, aby dostać czek, którego realizacja również kosztowała i była nieco kłopotliwa. No i powstaje kolejny problem - otrzymując np. aż 10 mailii dziennie trzeba było czekać ponad pół roku, aby uzbierać owe minimum do wypłaty (zakładamy, że za odebranie 1 maila otrzymujemy 1 cent).

Około 2003 może 2004 roku zarabianie odrodziło się na nowo dzięki systemowi płatności internetowych e-gold (e-gold można w pewnym sensie porównać do internetowego banku). Była to mała rewolucja, gdyż minimum do wypłaty w wielu firmach spadło np. do 5 czy 10 dolarów. Tak więc otrzymywało się mniejsze wypłaty, ale częściej. Niestety, ale i ta fala padła. Dlaczego?

Nie oszukujmy się - jeśli za odebranie 1 e-maila jakaś firma płaciła 1 cent, to trzeba było odebrać 2000 e-mailii aby dostać marne 20 dolarów (60 zł). Załóżmy, że przeczytanie 1 e-maila zajmuje 30 sekund. Teraz pomnóż to przez 2000 i dowiesz się ile czasu trzeba było poświęcić na czytanie e-mailii (odpowiedź: 16,66 godzin). Dzieląc 60 zł przez 16 godzin wychodzi 3,75 zł za godzinę pracy. Za taką stawkę to nawet Rumun by nie chciał pracować w Tesco. A co jeśli się okaże, że nagle pewna firma nagle zniknie? Stracisz swój cenny czas i nie zobaczysz pieniędzy. A to się coraz częściej zdarzało. Otóż e-mail wysłany do 1000 osób powinien kosztować minimum 10 dolarów (zakładając, że płacimy 1 cent za odebranie e-maila). Ale firmy mailowe chcąc pozyskać reklamodawców oferowały niższe ceny np. 5$. Na początku było fajnie, bo nikt nie uzbierał minimalnej kwoty kwalifikującej do wypłaty. Ale z czasem pojawiał się problem: ludzie zaczęli wypłacać pieniądze i "wydatki" takiej firmy były większe niż przychody. W ten oto sposób nagle znikały firmy oferujące zarabianie w internecie.

Jak widzisz jest to ciężki kawałek chleba. Ktoś może powiedzieć, że pozyskując poleconych można było zarobić więcej. OK, ale to nie jest prawda. Załóżmy, że dana firma płaci 10% tego co zarobi każda osoba, która z naszego polecenia się zapisze do owej firmy. Super. Wystarczy pozyskać 10 osób, które będą pracowały tak samo jak my i zarabiamy dwa razy tyle co dotychczas. Najlepsi pozyskiwali setki osób. I teoretycznie zarabiali duże pieniądze. Ale teoretycznie. Otóż jedna osoba może być polecona przez jedną osobę. Czyli jak ja pozyskam 100 osób, to wychodzi na to, że statystycznie 99 innych osób nikogo nie pozyska. I tutaj mała uwaga: mam 100 poleconych, ale oni kilkają miesiącami w linki w mailach i zarabiają grosze. No i takie osoby się wykruszają (olewają zarabianie w internecie) i ja już nie zarabiam na takich osobach. Tak więc cały czas dla marnych groszy trzeba pozyskiwać kolejne osoby. A pozyskać jest coraz trudniej, gdyż ktoś kto raz się sparzy na "zarabianiu" drugi raz się nie da przekonać.

A jak obecnie wygląda zarabianie w internecie? Przez przypadek niedawno natrafiłem na polską "firmę" oferującą zarabianie w internecie (to jest powód napisania tego wpisu na blogu). Otóż płacą 1/4 grosza (!) za odebrany e-mail (trzeba kliknąć w link w e-mailu). Wypłata UWAGA... od 3 złotych. Nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać, ale jak mi w jakimś Programie Partnerskim słabo idzie to głupio jest mi prosić o wypłacenie 50 zł ;-)

Dlaczego o tym piszę? Otóż jest mi szkoda tych ludzi, co marnują swój cenny czas na klikanie w jakieś głupie linki w e-mailach dla marnych groszy (o ile je dostaną). Fakt, zarabianie w internecie ma również zalety - dzieciaki uczą się tworzyć strony internetowe, gdyż chcą pozyskiwać poleconych poprzez promowanie swojej stronki poświęconej "zarabianiu w internecie". Dużo lepszym pomysłem jest uczestnictwo w programach partnerskich, jest to trudniejsze niż zarabianie poprzez klikanie w linki w płatnych e-mailach, ale za to bardziej dochodowe.
---

Artykuł został przedrukowany z bloga Damiana Daszkiewicza



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz